Toronto, 2004, Święta Bożego Narodzenia

Jesteśmy już teraz tak do końca i zupełnie razem... Nie dzielą już nas pomiędzy-miastowe kilometry, czas rozstań i czas cotygodniowych dojazdów, dwa mieszkania - jedno tutaj w Toronto i drugie tam w Kingston, godziny spędzone na liniach telefonicznych, samotne poranki, długie beznamiętne wieczory, nie zaparzona herbata z cytryną... tęsknota...

Wreszcie, na przekór światu i niedowiarkom, zamieszkaliśmy razem...

Ach... i tylko domu teraz nam brakuje... Tego własnego, tego już na zawsze, gdzie stół drewniany na dwanaście talerzy pomieści wszystkie te wspaniałości, którymi obdarzyli nas nasi najbliżsi, znajomi, przyjaciele... No i na którym zdołalibyśmy pomieścić te wszystkie kulinarne wspaniałości...
Oczywiście skłamałabym trochę nie wspominając, że tak długo czekać oczywiście nie mogliśmy na ten dom-na-wieczność-całą, bo już w tegoroczne Święta Bożego Narodzenia, stoły z zakątków całego domu poznosiliśmy, aby zbudować jeden potężny i okazały, tak jak z uczty staropolskiej... No i choć rozciągał się on od krańców kuchennych, aż po wybrzeża pokoju dziennego i trzeba było przeciskać się gęsiego pomiędzy krzesłami a ściana, to stół oczywiście taki właśnie wymarzony, stal się dostojna siedziba świątecznych potraw „posłanych” na kunsztownym obrusie wykonanym przez autentyczną polską ludową koronczarkę...
Będąc przy tematach Świątecznych, to tak jak zapewne Wy, my również spędziliśmy tegoroczną Wigilię cało-rodzinnie i to w naszym domu, w Toronto. Na ogól gościmy u rodziców Arka w Kingston, w tym roku jednak, nasze pierwsze małżeńskie święta postanowiliśmy urządzić u nas...
I tak do Wigilii zasiadła z nami babcia Helenka. Byliśmy wiec we trójkę i oczywiście myślami ze wszystkimi bliskimi tutaj w Kanadzie i tam za oceanem.
Nie omieszkam tutaj napomknąć o Babcinych cudeńkach kulinarnych: makowcach i sernikach, makiełkach i pierogach, kapuście z grochem i zupie grzybowej z łazankami... Ja również dorzuciłam do tych wszystkich tradycyjnych wspaniałości inne przysmaki przyrządzone z krztyną fanaberyjną przez początkującą kucharkę: łosoś w galarecie, kompot z tropikalnego suszu, śledzie ze śliwką i wiśnią i inne łakocie. Dzieliliśmy się opłatkiem polsko-kanadyjskim i choćby myślą i wspomnieniem gościliśmy tego wieczoru przy wigilijnych stołach naszych przyjaciół.

W pierwszy dzień świąt natomiast, dojechali do nas rodzice i tak nasze malutkie mieszkanko na Królewskim Wzgórzu wypełniło się wrzawą, śmiechem, winnym zapachem parzonego głogu, pieczeni świątecznej, gorącem serc i radością wspólnego biesiadowania. Do stołu podano tradycyjnego tutaj indyka nadziewanego specjalnym farszem ziolowo-mięsno-chlebowym oraz owocami. Potem był ciąg dalszy rozpakowywania prezentów, picia wina, zajadania smakołyków i swawolnych wesołości.


Ach i zupełnie bym zapomniała... najważniejszą ozdobą naszych tegorocznych świat była oczywiście świeżo-ścięta, okazała, bo niemalże trzymetrowa, choinka. Do końca stycznia migała ona do nas licznymi oczkami i kolorowymi bombkami, a pod nią wylegiwał się nasz kot bursztynowy i mrużył leniwie te swoje pomarańczowe oczka.
Wróć do strony głównej "Rodzina" ↑

ADAŚ i MAYA     •     RODZICE     •     ARTKI     •     RODZINA     •     CO I GDZIE NA STRONIE
All Rights Reserved - © 2005/2012 Jackowski.net - Wszystkie prawa zastrzeżone