Kochany Adaś i moja wspaniała żona - Narodziny.

Wszystko się zaczęło jak to w życiu bywa – niespodziewanie i wolno, w sumie można rzec, że nieznacząco. Właśnie się szykowaliśmy do snu po dniu pełnym wrażeń, gdy Dorotka wstała mówiąc ze cos jej poleciało… Ja nie załapałem i zacząłem się dopytywać, co i gdzie… Była to 22:46 – wody zaczęły odpływać…

Noc spędziliśmy pół śpiąc, pół siedząc i czekając na jakieś zmiany. Od piątej skurcze…Troszkę bolało, ale nic wielkie – to nie moje słowa (dla mnie od początku do końca było wszystkie wielkie i strach mym przyjacielem). O szóstej dwadzieścia następnego dzionka zaczęły się bule. Zadzwoniliśmy po nasze położne i czekaliśmy… Wolno ale skutecznie długość i nasilenie skurczy się zwiększała…

Położne ukazały się pod naszymi drzwiami następnego poranka. Wczesnego poranka – była piata i kilka minutek. Czekaliśmy w domu do siedmiu centymetrów, (kto ma dziecko to wie, o co chodzi, a kto nie – to nie musi wiedzieć). Cztery godziny, pięć godzin… i nic. Więc do szpitala. No i jak na złość dziecko się odwróciło… Na miejscu stwierdzono że dosyć bólu. Przyszedł doktor i szpile w kręgosłup… Ulga!

Odpoczynek po tym dla żony mojej, nerwy dla mnie… Oczekiwanie gdzie każda minuta wiecznością się zdaje. Około szóstej Słonko zaczęło odczuwać ból na nowo… Pielęgniarka coś tam wstrzyknęła… Miało pomóc, ale nie działało. W tym samym czasie nadszedł czas na pchanie! Nie będę wnikał w szczegóły – cud po godzinie i pół się stał!

Zaraz na brzuszek nasze dziecko położyli mamie. Łzy same ciekły. Myślałem ze już kilka razy w życiu byłem na tyle szczęśliwy, że mógłbym w spokoju umrzeć… Jednak moment, gdy płacz usłyszysz swego dziecka… cud prawdziwy! Nic nie równało się narodzinom owocu twej miłości!

Troszkę trudno było, ale się wszystko świetnie skończyło. Oto kobieta, która pierwsza dotknęła naszego Adasia. Kobieta, która dowodziła, przewodziła i pomagała jak można najlepiej!

Adaś po kilku minutach został przeniesiony i zaczęto mu liczyć palce, obmacywać i do oczu płyn wkładać. Standardowe sprawdzenie – wszystko na miejscu i w jak najlepszym porządku! Nagle wszyscy ze zmęczonych w radosnych się zamienili!

Po krótkim płakaniu do mamy oddano to, co jej… I nasz maluch wolno, ale stanowczo zaatakował mamusi cycucha…

Tutaj nie musze pisać… Uśmiech na twarzach wystarczy, aby ukazać to, co przemilczane! Moja mama, babcia… Cala rodzinka w niebiosach! Syn, wnuczek, prawnuczek – zdrowy i życia pełen po trzech godzinkach został zarejestrowany i odesłany…

Odesłany szczęśliwie do domku! Jechałem mamy samochodem najwolniej w moim życiu. Na każdym dołeczku zwalniałem. Samochody z tyłu migały, wyprzedzały. A ja jedynie szczęście. Sczeszcie największe w sercu czułem!

O jedenastej dwadzieścia we wtorek zawitaliśmy w progi domu. Niby tego samego, ale jak bardzo innego!

Wróć do strony głównej Adasia ↑

ADAŚ i MAYA     •     RODZICE     •     ARTKI     •     RODZINA     •     CO I GDZIE NA STRONIE
All Rights Reserved - © 2005/2012 Jackowski.net - Wszystkie prawa zastrzeżone